niedziela, 31 marca 2013

Sernikowe wariacje na talerzu

Dawno mnie tu nie było - znowu! Nie będę się jednak silić na wyjaśnienia, gdyż mam niejasne przeczucie, że moje marudzenie i tak niczego nie zmieni. Przyjmijcie mnie zatem proszę równie sympatycznie co już nieraz kiedy nawaliłam, a ja naprawdę postaram się odwdzięczyć.
Od dawien dawna chodził za mną sernik... słodki, delikatny i taki, który mogłabym obłożyć truskawkami! Na całe szczęście udało mi się znaleźć przepis na takowy i upiec go, kiedy jeszcze mogłam jeść nabiał. Wyszedł znakomity, a znajomi niemal od razu prosili o przepis - to bardzo miłe i budujące :3
Ciasto na fotografii jest istną wariacją, jaka dostała się mojej Mamie w wiosenno-zimowy poranek. Jest to połączenie owego sernika z ... ?pianką muffinkową? Och, nie wiem jak to nazwać. W skrócie: Pewnego dnia moja Mama zabrała pudełeczko z baaardzo czekoladowymi muffinkami (które zapewne kiedyś i tu znajdą swoje miejsce) do siebie do pokoju. Kiedy zniknięcie babeczek po kilku dniach się wyjaśniło, okazało się także, że Mama nie zamknęła pudełeczka i muffiny wyschły na wiór. jako, że nienawidzę marnować jedzenia rozpuściłam je w ciepłym mleku, a następnie schłodziłam. Następnego ranka okazało się, że wynikiem eksperymentu jest aksamitny krem, przypominający fakturą piankę, który ponoć idealnie pasował do sernika. Wszystko upchnęłam z jedną z miliona różnej wielkości foremek, które zalegają w kuchni :)


Składniki na sernik wiedeński:


  • 600 g sera chudego
  • 5 jaj
  • 125 g masła
  • 150 g cukru
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  •  pół laski wanilii
  • dwie łyżki mąki ziemniaczanej 
  • 150 g białej czekolady
  • 100 g herbatnków
Sposób przygotowania:

Ser ucieramy na gładka masę, odstawiamy.
W oddzielnej misce miksujemy masło z cukrem, a następnie stale mieszając dodajemy po żółtku i po łyżce sera. Do masy serowej dodajemy ziarenka wanilii a następnie mąkę ziemniaczaną wymieszaną z proszkiem do pieczenia.
Białka należy ubić na sztywna pianę a następnie partiami powinniśmy dodawać ją do masy serowej.
Na dno silikonowej tortownicy ugniatamy zmielone herbatniki. Ciasto przelewamy do tortownicy i wstawiamy do nagrzanego do 170`C piekarnika i pieczemy około 45 minut. Studzimy w piekarniku - ciasto powinno lekko opaść.
Po około 20-30 minutach ciasto wyjmujemy z piekarnika i polewamy rozpuszczona białą czekoladą.
Odstawiamy do całkowitego ostygnięcia - najlepiej na noc do lodówki, ale nie jest to konieczne.
Smacznego!



sobota, 16 marca 2013

Love krowe!

Wiem, wiem... tytuł posta pozostawia wiele do życzenia. Dzień, który zaczął się tak radośnie, jest teraz okropny, a wiem, że z biegiem każdej kolejnej godziny będzie tylko gorzej. RATUNKU?! Och, całe szczęście, że do niezaprzeczalnych plusów dnia dzisiejszego można dodać pogodę, a przynajmniej słońce wesoło zaglądające przez okna. Załóżmy więc, że zima zrozumiała moje wczorajsze, ciastowe przesłanie. Dziś apel do wiosny i przyszłych lepszych dni - zapraszam zatem do stołu. Dziś szefowa kuchni poleca... warkocz orzechowo - krówkowy. Sama słodycz. Nieskromnie przyznam, że w moim domu wypiek ten zrobił furorę.


Składniki:
     *1/2 kg mąki 
    * 20g drożdży
    * szklanka ciepłego mleka
    * 3 łyżki cukru
    * 80g masła, roztopionego
    * jajko
    * łyżeczki soli

+ * 1/2  puszki masy krówkowej
    * szklanka zmielonych grubo orzechów włoskich
    * jajko do posmarowania


Sposób przygotowania:
Zacznijmy od rozpuszczenia w ciepłym mleku drożdży. Następnie należy do dużej miski wsypać mąkę, cukier, sól, wbić jajko, wlać roztopione masło i mleko z drożdżami. Wyrobić, aż będzie gładkie i elastyczne. Przykryć ściereczką i odstawić na 2 godziny, aż podwoi objętość.
Gotowe ciasto rozwałkować na prostokąt na dużej stolnicy podsypanej mąką. Na wierzchu rozsmarować pół puszki masy krówkowej, obficie posypać orzechami. Prostokąt podzielić na pół. Każdą część zwinąć w rulon i przeciąć ostrym nożem wzdłuż. Spleść ze sobą i ułożyć w keksówkach (wyłożonych papierem do pieczenia) lub położyć obok siebie na blaszce do pieczenia. Odstawić na ok. 40 minut do napuszenia.Przed włożeniem do piekarnika posmarować rozkłóconym jajkiem. Piec w temp. 180stopni przez pół godziny. 
 

piątek, 15 marca 2013

Pomarańczowo - zimowe dziś.

Jak pewnie nie trudno się domyślić pogoda za oknem nie działa na mnie kojąco, nie podnosi mi samopoczucia, czy chociaż... ciśnienia. Tym bardziej doceniam dni takie jak ten, kiedy nie muszę NIGDZIE wychodzić. Dzień upływa mi na śnie, długich zimowych, ukochanych kąpielach, dobrej muzyce, książce, nieśpiesznie wypitych hektolitrach kawy czy herbaty. Dodatkowo przyjemnie jest kiedy w całym domu roznosi się aromat pomarańczowego - jak dla mnie iście zimowego ciasta. Lubię takie momenty :) Gdybym jeszcze nie czuła się tak zmęczona, gdyby nie strach, że zaraz mogę się przewrócić. 
Ciasto wyszło podobno naprawdę dobre, wbrew początkowym obawom - wcale nie suche, niezwykle aromatyczne... może zima sobie pójdzie? Tak, teraz musi. To było ciasto pożegnalne :)




Składniki:
*2 szklanki mąki
*4 jajka (oddzielnie żółtka i białka)
*200g (kostka) masła, miękkiego
*pół szklanki cukru
*starta skórka z 3 pomarańczy,
*200ml świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy

Sposób przygotowania:

Na samym początku masło należy utrzeć z połową cukru,  stopniowo dodawać po jednym żółtku.
 Mąkę przesiać z proszkiem, wsypać do maślanej masy, dobrze wymieszać. 
Białka ubić na sztywno, pod koniec dodać resztę cukru. Skórkę pomarańczową i białka dodać 
do ciasta,
 delikatnie wymieszać. Przełożyć ciasto do natłuszczonej bądź jak ja wolę wyłożonej pergaminem
 keksówki, piec ok. 40 min w temp. 180 st.C.
Upieczone ciasto ponakłuwać wykałaczką/widelcem i nasączyć sokiem z pomarańczy,
odstawić do ostygnięcia.

Uwagi: przed zrobieniem ciasta zaopatrzcie moi Kochani w dobre, naostrzone tarki,
 bo ścieranie skórki pomarańczowej na tępym, przedpotopowym złomie to istna katorga,
 serio ^^


piątek, 8 marca 2013

Za najmniejszy znak podaruję Ci serce!

Przepraszam, znowu dałam ciała i zniknęłam; ale teraz już jestem. Ostatnio jedną z większych przyjemności jest dla mnie odwiedzanie mojej ciężarnej Cioci, jeżdżenie z nią na badania, wspólne rozmowy, czy siedzenie w ciszy. Zawsze była jedną z tych nielicznych niekrytykujących, wiecznie wspierających, cudownych, kochających i rozumiejących. Teraz będąc u niej dodatkową "rozrywką" jest przytulenie się do jej brzucha - mojego brata ciotecznego, oglądanie filmów i zdjęć z usg. Jako, że zawsze mogę na Nią liczyć, odkąd tylko zaczęłam udzielać się w kuchni, część wypieków lądowała na Jej blacie kuchennym.  Kiedy kilka tygodni temu odwiedziłam ją z szarlotką dowiedziałam się, że mój przyszły braciszek najczęściej udziela się - kopiąc, właśnie kiedy dostanie coś słodkiego. Niezwykle się ucieszyłam, ale jak później się okazało, mimo iż Cioci owa szarlotka bardzo smakowała, Mały nawet nie drgnął. Wracając do domu obmyślałam, co mogłabym upiec, żeby było pełnie miłości, trochę inne, a jednocześnie niezwykle słodkie. W porę zjawiła się moja Mama z zakupami z Tchibo, a efekty? Tym razem i Mama i Ciocia i Brat byli zadowoleni :)



"Gateau au chocolat na dwie małe foremki w kształcie serca"
Składniki:
*120g czekolady z tabliczki/bloku,
*60g  miękkiego masła,
*70g cukru,
*2 jajka,
*łyżeczka mleka,
*3 czubate łyżki mąki.
Sposób przygotowania:
1.Powoli roztopić czekoladę w kąpieli wodnej. 
2.Oddzielić białka od żółtek. Białko ubić na pianę i wstawić do lodówki.
3.Wymieszać mąkę z żółtkiem, mlekiem, masłem oraz cukrem.
4.Roztopioną czekoladę krótko przemieszać, aż jej konsystencja stanie się jednorodna. Następnie dodać ją do przygotowanej masy żółtkowej, ciągle mieszając. Na końcu powoli wmieszać pianę białkową.
5.Foremki natłuścić.
6.Przygotowane ciasto umieścić w foremkach i piec w temperaturze 175stopni przez ok 40min. 


Na zakończenie dodam jeszcze tylko, że od wiernej fanki brownie usłyszałam: "to jest dużo lepsze od brownie!" :) 

piątek, 1 marca 2013

Słoneczny uśmiech na dzień dobry.

Wszystko co mnie ostatnio otacza związane jest z uśmiechem, albo słońcem - książka miała tytuł "Uśmiechy Bombaju", troskliwi wysyłali mi smutne co prawda, ale uśmiechy; uśmiechy pojawiały się też w snach i wiadomościach; słońce w marzeniach, wspomnieniach, na talerzu i wreszcie za oknem. Postanowiłam się odwdzięczyć i mimo kiepskiego samopoczucia i braku sił witalnych postanowiłam zrobić mojej Mamie, z którą relacje mam ostatnio średnie, ciasto. Może to nie "dobre serce", a chęć pieczenia podczas diety sprawił, że owocowe cudo zawitało w kuchni? Nie wiem, nie będę teraz o tym myślała. Grunt, że ciasto jest i Mama będzie miała kolację na dziś i śniadanie na kolejnej podyplomówce jutro. Ciasto pachnie ładnie, smakuje też podobno całkiem - całkiem, ale przede wszystkim kusi owocami :)
Piątkowy wieczór - po kuchni rozchodzi się słodki zapach ciasta i malinowej herbaty. Oby to była chwila spokoju.





Składniki:
  • 1 i 1/2 szklanki mąki przennej
  • 1/2 szklanki mąki ziemniaczanej
  • niecała 1 szklanka cukru - u mnie brąząwy
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 3  jajka
  •  125g masła 
Dodatki - są kompletnie dowolnie, ilościowo także. ja dodałam co miałam :) 
  • pół sporego jabłka 
  • 2 duże truskawki
  • garść winogron
  • pół kiwi
  • bułka tarta
  • cukier puder (do posypania) - u mnie ewentualnie sypie się na talerzyku 
Sposób przygotowania:

 Najpierw należy roztopić masło (nie musi byc ono całkiem płynne, ale dobrze by było bardzo miękkie).
Jajka, cukier wkładamy do miski, dodajemy po troszkę mąki obydwie i proszek do pieczenia. Na koniec wlewamy tłuszcz.
Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia i przekładamy ciasto. 
Owoce.
Myjemy, obieramy, kroimy na mniejsze kawałki (ale nie malutkie) i obtaczamy lekko w bułce tartej. Następnie wkładamy na ciasto i lekko je przyklepujemy (aby nie leżały na wierzchu samym, tylko w cieście, nie powinny opaść).
Pieczemy ok 45 min w 180st.



poniedziałek, 25 lutego 2013

By ogrzać skamieniałe serce..błyskawiczny obiad.

Ostatni okres czasu był dla mnie niezwykle trudny, zarówno fizycznie, psychicznie, emocjonalnie, jak i czasowo; stąd to drobne zaniedbanie, przepraszam. Dzisiejszy post także nie będzie wyjątkowo... wyrafinowany, piękny, cudowny; nie będzie zachwycał czy kusił. Jeśli coś zdarzyło mi się przygotować ostatnimi dniami, to albo nie było to warte uwiecznienia, albo aparat się rozładował, czasem też o tym zapominałam i dopiero po fakcie przychodziły refleksje. Obiecuję poprawę, co prawda nie wiem jeszcze kiedy, ale obiecuję.
Dziś wstawię kotleciki, czy może pulpeciki - jak zwał tak zwał, grunt, że robi się je błyskawicznie, są mało kaloryczne i całkiem smaczne.


Składniki  - u mnie na ok 13-14 maleńkich kotlecików (3os.)

*2 puszki tuńczyka w sosie własnym
*1 cebula
*2 marchewki
*2 jajka
*2 - 3 ząbki czosnku
*soku z cytryny
* garść otrębów granulowanych
*ostra papryka
*przyprawy wedle uznania

Sposób przygotowania:
Tuńczyka należy odsączyć, marchewkę zetrzeć na dużych oczkach, bądź zmiksować, co jest jak sądzę lepszym rozwiązaniem, gdyż można od razu dodać cebulę, czosnek, paprykę i otręby. Kolejnym krokiem jest połączenie wszystkich składników i uformowanie kotlecików, które następnie kładziemy na papierze do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180stopni. Kotleciki pieczemy ok. pół godziny, z tym, że należy pamiętać o "przewróceniu" ich w połowie tego czasu na drugą stronę. 



Podawać je można na wszelkie sposoby - z ziemniakami, frittatą, bułką, keczupem, bądź sote. 

wtorek, 19 lutego 2013

Niekiedy do szarlotki pije się i smutek.

Nastroje zmienne, a biegające po głowie myśli w zabójczym tempie rujnują porządek. Przeciąg - to chyba najbardziej adekwatne słowo (a może przez to zamieszanie nie mogę odnaleźć innego?). Chciałam napisać, że jest źle, ale pisząc musiałam przerwać w połowie, bo nie wiem jak jest. Bywają chwile szczęścia, zadumania, refleksji, smutku  i nostalgii, bywają też takie w których wszystkie te nastroje są obecne, albo takie, w których wszystkie są mi obce. "Ty nigdy nie jesteś z siebie zadowolona" - usłyszałam dziś i przyznałam rację, choć w głębi serca wiem, że są momenty kiedy cicho powiem: dobra robota.
Szarlotka, jak nagle się pojawiła, tak nagle zniknęła. Cieszy mnie to, bo lubię widzieć nawet mały, niewyraźny uśmieszek rozkoszy, zwłaszcza, gdy dookoła mrok. Aby zrobić ciasto nie trzeba specjalnych zdolności, drogich składników, wielkiej kuchni, czy zbędnego zamieszania. Do szarlotki, jak do wszystkiego potrzeba serca.                                        
                                                                                                                                                                                                     
                 
Składniki na ciasto:
*szklanka mąki
*szklanka kaszy manny
*szklanka cukru
*łyżeczka proszku do pieczenia
*kostka masła
*szczypta proszku waniliowego, bądź kilka kropli olejku

Jabłka (można oczywiście użyć gotowego nadzienia do szarlotki, bądź własnego wyrobu):
8-10 umytych i obranych jabłek należy pokroić na drobne cząstki i prażyć w garnku. Początkowo, zanim jabłka zaczną puszczać sok, można dolać niewielką ilość wody. Przyszłe szarlotkowe nadzienie należy doprawić cynamonem, cukrem waniliowym, oraz tym zwykłym (wedle uznania). Całość zaleca się dość często mieszać, aby się nie przypaliło.

Sposób przygotowania:

Sprawa jest bardzo prosta: mieszamy w misce mąkę, cukier, kaszę, cukier wanilinowy, proszek do pieczenia. Średnią tortownicę smarujemy masłem. Można także po prostu wyłożyć dno papierem do pieczenia. Do tortownicy wsypujemy 1/3 zawartości miski, na to ścieramy 1/3 kostki masła (najlepiej jest wsadzić masło i tarkę do zamrażarki),a następnie połowę jabłek, znowu sypkie, masło, jabłka, sypkie i masło.
Ciasto pieczemy w 180 stopniach, przez ok. 40 min - aż wierzch będzie rumiany.




Przepis ten lubię także za aspekt kaloryczny, mimo iż sama mogłam ledwie skubnąć jabłkowej pyszności. Kasza manna świetnie się sprawdziła, nadając dodatkowo świetną "fakturę" i chrupiący wierzch. Zdjęcie poniżej może wyglądać mało zachęcająco, ale gwarantuję, że już po ok 15-20min od upieczenia ciasto ma wspaniałą konsystencję. U mnie po prostu musiało zostać pokrojone sekundę po wyjęciu z piekarnika, w związku z tym uwieczniony kawałek nieco się rozpadł, co nie umniejszało jego walorów smakowych :) 


poniedziałek, 18 lutego 2013

Wszechobecna nostalgia i francuskie ciasteczka.

Brak czasu doskwiera mi coraz bardziej, a moja niekonsekwencja i przeszywające na wskroś zimno w połączeniu z bezsilnością, sprawiają, że zapał opada, a uśmiech wstępuje na moją twarz coraz rzadziej. Nie spełniam swoich oczekiwań i mam dziwne przeświadczenie, że zawodzę bliskich.
Wiem, że zabrzmi to idiotycznie, ale w ramach zrekompensowania sobie i światu ostatnich dwóch tygodni zrobiłam szybkie, niewymagające zbytniego wysiłku, pyszne i niestety kaloryczne ciasteczka.



Składniki:
*opakowanie ciasta francuskiego (niestety nie miałam czasu sama zrobić ciasta)
*opakowanie sera camembert
*słoiczek żurawiny, bądź innych konfitur (wedle uznania)
*mleko do posmarowania ciasta

Sposób przygotowania:
Ciasto francuskie trzeba rozłożyć na papierze do pieczenia. Następnie należy posmarować je żurawiną. Kolejnym krokiem jest wyłożenie na posmarowanym cieście cienko pokrojonych kawałków sera. Całość należy zwinąć w roladę i pokroić na plasterki. Każdy powstały kawałek powinno się  z każdej strony posmarować mlekiem. Ciasteczka należy piec ok. 20min w piekarniku rozgrzanym do 180stopni.

Świeżo wyjęte z piekarnika smakują obłędnie - voila!

niedziela, 17 lutego 2013

Senne poranki i sobotni vege pasztet.

Wczoraj w ramach cosobotniego kucharzenia, do którego sama się zobowiązałam zrobiłam pasztet z czerwonej soczewicy! Pomysł przyszedł nagle. Lekko znudzona pieczeniem samych słodkości postanowiłam udowodnić, że stać mnie na coś innego i odszukałam w word'owskich czeluściach ten oto przepis. Jest on dla mnie szczególnie ważny, gdyż ten oto pasztet był moim pierwszym tego typu wyrobem, a dodatkowo dwudziestego któregoś mija pół roku odkąd nie jem mięsa i jest mi z tym naprawdę dobrze! Będę musiała jeszcze tylko popracować nad wyeliminowaniem ryb z diety.



Składniki:
*500g czerwonej soczewicy
*2 marchewki
*1 cebula
*2 ząbki czosnku
*1-2 łyżeczki chilli (piprzu cayenne)
*2 łyżeczki curry
*2 jajka
*garść orzechów
*sól, pieprz

Sposób przygotowania:
Utrzeć marchewkę. Cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć na oliwie. Dorzucić startą marchewkę. Dodać przyprawy. Podsmażyć chwilę i dołożyć  soczewicę.Wycisnąć czosnek. Całość zalać wodą i  posolić. Gotować aż całość uzyska konsystencję gęstej masy. W razie potrzeby sukcesywnie dolewać  wodę. Jeśli ziarna soczewicy "nie rozpadły się" blenderujemy masę. Masę wystudzić, dodać jajka i przesiekane orzechy Keksówkę wyłożyć papierem do pieczenia, przełożyć masę. Piec w piekarniku nagrzanym do 160 stopni przez ok. 35 minut


Powodzenia!

piątek, 15 lutego 2013

Weekend zacznijmy owsianym szczęściem.

Ten tydzień był niezwykle męczący, a kolejne dni i tygodnie nie zapowiadają się lepiej. Pozostaje mi wierzyć, że wysoka poprzeczka sprawi, że wzlecę ponad przestworza. Tak czy inaczej między milionem innych zajęć nie mogłam z okazji rozpoczynającego się weekendu i małych sukcesów nie spędzić choć chwili w kuchni.
Przyszła pora na ciasteczka owsiane. Efekt końcowy mnie zadowolił - ciasteczka wyszły jak popularne złotokłose :)


Składniki:
*1 szklanka płatków owsianych górskich
*1/2 szklanki mąki pełnoziarnistej
*50 g masła
*1 jajko
*1 łyżeczka proszku do pieczenia
*pół szklanki cukru brązowego

Sposób przygotowania:
Masło roztapiamy na patelni i dorzucamy do niego płatki. Smażymy na delikatny złoty kolor i międzyczasie dodając cukier. Chwilę studzimy. Dodajemy mąkę, proszek (opcjonalnie wiórki lub przyprawę). Mieszamy aż składniki się połączą. Wbijamy jajo i wyrabiamy ręką aż wszystko się połączy. Ma powstać kula, która nie będzie kleić się do rąk, ale "zbierze" wszystkie składniki. Ciasto wałkujemy na stolnicy podsypanej mąką lub  między arkuszami papieru do pieczenia na placek o grubości około 1 cm. Wycinamy ciastka. Pieczemy w 180 stopniach do momentu, aż ciastka zaczną błyszczeć i delikatnie skwierczeć. Myślę, że było to 15minut.

Smacznego!



czwartek, 14 lutego 2013

Kocham powiem dziś babeczką.

W tym roku walentynki, mimo iż samotne, to wyjątkowo ciepłe i serdeczne. Bez nachalności i przesady. Z drobnymi upominkami, bądź dobrym słowem.
Jako, że mój harmonogram na obecny tydzień jest niezwykle napięty, a zapewnianie o uczuciach, czy wyrażanie wdzięczności jest dla mnie na ogół zbyt krępujące, to nie pozostało mi nic innego jak upiec stare, dobre, szybkie i sprawdzone muffinki. Korzystając z okazji i sklepowego asortymentu tym razem były one z truskawkami, ale można je "nadziać" czymkolwiek się chce. Przepis jest naprawdę niezwykle prosty, a jednocześnie na tyle elastyczny, że sięgam po niego dość często.




Składniki na ciasto:
*2 szklanki mąki,
*2/3 szklanki cukru, 
*2 łyżeczki proszku do pieczenia,
*1 szklanka mleka,
*100g masła, 
*jako.

Sposób przygotowania:
Masło rozpuścić w garnuszku, a następnie dodać cukier. Po wymieszaniu dolać mleko i powoli wsypywać mąkę oraz proszek do pieczenia, cały czas energicznie mieszając, aby nie powstały w cieście grudki. Dodać jajko. Powstałą masę przelać do foremek (jest to czas, aby ewentualnie nadziać babeczkę owocami) i wstawić na ok 20min. do piekarnika rozgrzanego do 200stopni. Po wyjęciu i ostudzeniu można także polać je lukrem, bądź przyozdobić w inny sposób według uznania. Z doświadczenia wiem także, że kolejność dodawania składników do rozpuszczonego masła nie jest bardzo istotna, aczkolwiek w.w. sposób powinien dostarczyć najmniej problemów z uzyskaniem odpowiedniej konsystencji w jak najkrótszym czasie.
 Voila!


niedziela, 10 lutego 2013

Na dobry początek ciepłe wspomnienia i chlebek bananowy.

Zimowy krajobraz, zwłaszcza ten późno zimowy, obdarty z magii i tajemnicy działa na mnie wyjątkowo depresyjnie, dlatego obecnie żyje letnimi wspomnieniami i wizją ciepłej wiosny. Do tego moja kreatywność przy temperaturach minusowych... no cóż, spada niemal do zera. Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy podczas przechadzki po sklepie wpadł mi do głowy pomysł na całkowicie letni koktajl owocowy! Powiem szczerze, że przy obecnych okolicznościach przyrody, nawet mrożone owoce nie stanowiły ogromnego  problemu, a mój koktajlowy zapał podchwyciła zaraz reszta rodziny. Wiedziałam więc już co będzie tematem mojego śniadania, pozostawało jednak pytanie: co jeszcze zrobić dla bardziej wygłodniałych domowników? Wtedy jak grom z jasnego nieba przyszedł mi do głowy pomysł zrobienia chlebka bananowego, który chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Był to mój chlebkowy debiut.



- chlebek bananowy z serem mascarpone, bananem,  wiśnią oraz pomarańczą











koktajl składający się z: 100g mrożonych truskawek, kawałka jabłka, banana, połowy małego jogurtu 0%, mleka














efektem końcowym było śniadanko, które prezentowało się właśnie tak.









______________________________________________________________
A oto prosty przepis na wcześniej wspomniany chlebek bananowy:

Składniki:
*4 dojrzałe banany
*150 g brązowego cukru lub 80-90 g płynnego miodu
*1 jajko, rozbełtane
*75 g miękkiego masła
*1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
*1,5 szkl. mąki pszennej lub orkiszowej (u mnie była szklanka orkiszowej, pół pszennej)
*szczypta soli
*1 łyżeczka sody

Sposób przygotowania:
Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Podłużną formę o długości 23 cm posmarować masłem i posypać tartą bułką lub otrębami.
Banany rozgnieść widelcem, połączyć z cukrem, jajkiem, masłem i wanilią.
Mąkę wymieszać z solą i sodą i dodać do bananów. Dokładnie wymieszać.
Masę przelać do blaszki lekko nasmarowanej masłem i wyłożonej pergaminem, piec 50-60 minut.
Ciasto początkowo rośnie bardzo opornie, nie należy się tym przejmować. Później powinno wypełnić całą blachę.
Po upieczeniu ostudzić w formie.
Smacznego! 


sobota, 9 lutego 2013

Świat zwariował, czyli witaj w słodkiej, blogowej krainie...

Blogowy savoir-vivre nie jest mi do końca znany i powiem szczerze, że nie mam konkretnego pomysłu na pierwszy, drugi czy piętnasty post...
 Wiecznie odchudzająca się, zaganiana, rozbiegana, z głową w chmurach, lubiąca pokucharzyć, pogotować, popiec, poozdabiać - to chyba właśnie ja. Ostatnie tygodnie spędzałam między innymi zakopując się po uszy  w książkach, ulotkach, broszurach i blogach kulinarnych. Szukałam inspiracji, co rzecz jasna kończyło się godzinami spędzonymi w kuchni na wypróbowywaniu  licznych przepisów.
Przychodzi moment  refleksji i wtedy pojawia się pytanie: czy mroźną, wieczorową porą może być coś lepszego od kuchennych aromatów, ciepła bijącego z rozgrzanego piekarnika, uśmiechów najbliższych, proszących o dokładkę, gorącej herbaty i  dobrej książki?